Język performensu
…czyli “Każdy ma jakiś plan, dopóki nie dostanie pięścią w mordę.” (M. Tyson)
Pozostając na krótką chwilę w obszarze z którego powyższy cytat został zaczerpnięty - można być świetnym w uderzaniu w worek, ale nie jest to w żadnym razie gwarantem świetlanej kariery bokserskiej - to tylko jeden z bardzo wielu elementów przygotowujących do realnej, złożonej i mocno nieprzewidywalnej sytuacji.
Podobnie jest we wspinaniu (nieliniowym i złożonym ruchowo) - jakkolwiek w wielu aspektach treningu wskazane lub wręcz konieczne jest rozwijanie danych cech motorycznych poprzez oderwanie ich od wspinaczkowej całości (np. palce – chwytotablica), o tyle tym do czego się przygotowujemy jest sprawdzian w postaci przejścia bulderu lub drogi, a wszystkie pojedyncze elementy mają sens o tyle, o ile nas do pozytywnego zaliczenia tego testu przybliżają.
Innymi słowy – w poszczególnych fazach możemy się skupiać na konkretnych elementach, ale co jakiś czas powinniśmy robić sobie kartkówki z naszego docelowego wyczynu. W ten sposób możemy sprawdzać się na początku danego cyklu (gdzie jesteśmy?), w trakcie jego trwania (jak nam idzie?), oraz wyciągać wnioski na przyszłość po jego zakończeniu – czyli jak przełożyło się to na nasze wspinaczkowe cele (dokąd doszliśmy?).
Od lewej - czyli szukanie obszarów do pracy.
Jeżeli chcemy dowiedzieć się czegoś o naszym wspinaniu, nie ma lepszej wyroczni niż realny performance - możemy testować poszczególne elementy w izolacji, ale to jak i czy jesteśmy w stanie z nich skorzystać ukazuje się najpełniej przy próbie połączenia ich w wymagający akt wspinaczkowy. Pokazuje to co już mamy, oraz pola na których będziemy musieli wykonać pracę - czasami w dwójnasób intratną, bo odblokowującą już posiadany potencjał.
Od prawej - czyli to cel warunkuje środki.
Zdecydowanie łatwiej zdać egzamin, jeżeli znamy przynajmniej przybliżony zakres pytań. ;) Planując przygotowania do przejścia konkretnej drogi (albo skoncentrowania swoich wysiłków w konkretnym typie skały w kolejnym sezonie, ale tutaj dla wygody posłużymy się projektem), warto skatalogować możliwie dużo informacji o charakterze czekającego nas wyzwania. Długość drogi, jej charakter, rodzaj chwytów, rozkład trudności i ew. części składowe (ogólny ciąg? bulder i dalej łatwo? dwa pasaże przedzielone restem? nabijające dojście, kiepski rest i bulderek na końcu?), czas pracy na chwytach, wymagania jakie droga stawia pod względem technicznym (np. łatwe wyjście po kancie na końcu, ale nie umiemy w kanty), specyficznej siły wspinaczkowej i ogólnego przygotowania fizycznego (np. ruchy w plecy, a przypadkiem jest to nasza słaba strona i nie działamy w tej płaszczyźnie), czy mentalnym (trudne ruchy wykonywane na zmęczeniu i nad wpinką na końcówce drogi).
Na tej podstawie możemy zidentyfikować pola wymagające poprawy (sami lub jeszcze lepiej - przy pomocy bardziej doświadczonego kolegi / koleżanki lub trenera), wybrać te które uznamy za najbardziej nas ograniczające, a następnie wybrać konkretne metody treningowe. Oprócz tego warto wpleść do przygotowań odwzorowywanie charakteru wspinania i ruchów - czyli np. odczarować wreszcie wyżej wspomniane kanty na łatwiejszych propozycjach.
Nie jest to bynajmniej pochwała wspinaczkowego aptekarstwa i wpędzanie się w tabelkową nerwicę natręctw, ponieważ trudne wspinanie to zawsze mieszanka dwóch przeciwieństw - wysokiej motywacji i umiejętności złapania luzu i wspinaczkowego flow, ale warto też pamiętać że “szczęście to coś, co przytrafia się gdy przygotowanie spotyka”. ;)
Nie łatwo jest stanąć w prawdzie, jeszcze trudniej w niej pozostać, ale śmiemy twierdzić, że tylko tak można osiągnąć realny progres wspinaczkowy, a podobne autorefleksje są udziałem wszystkich tak zwanych „dobrych wspinaczy”.