
Spray-wall
Spray-walle (czyt. “sprejłole”) to “ostatni” krzyk mody na polskich ścianach wspinaczkowych. Słowo “ostatni” piszemy w cudzysłowie, ponieważ nie wszyscy wiedzą, że spray-wall to po prostu powrót do nieco zapomnianej, a zarazem przez lata podstawowej formy treningu: wspinania po przystawkach (czyli boulderach) i obwodach wymyślanych samodzielnie na ścianie gęsto usłanej chwytami różnego kształtu i jakości. Na taką ścianę mówiono “pochylnia”, gdyż zazwyczaj jest ona mniej lub bardziej przewieszona.
Trening “na spray’u” stanowi najlepszą metodę podniesienia wielu zasadniczych parametrów wspinaczkowych. Pozwala dostosować warunki treningowe do indywidualnego zapotrzebowania oraz skutecznie wyizolować wybrane cechy motoryczne. Wpływa również znakomicie na “orientację wspinaczkową” - umiejętność dostrzeżenia potencjalnych ruchów i łączenia ich w sekwencje. Ponadto (last but not least), wyrabia w nas pamięć wspinaczkową.
W zaprezentowanym materiale postaraliśmy się odsłonić przed Wami najpierwsze arkana niełatwej sztuki treningu na spray-wallu, który - zważywszy na nasze wiek i staż - zawsze będziemy nazywali “załadunkiem na pochylni”.
ZALETY SPRAY’A
Różnorodność i rozwijanie percepcji
W przeciwieństwie do najprostszej formy w jakiej zwykle konsumujemy wspinanie, czyli boulderu lub drogi zaserwowanej nam w wygodnie jednolitym kolorze, tu kolory przestają mieć znaczenie jako drogowskaz, a są jedynie przydatne jako jeden z wyróżników przy zapamiętywaniu sekwencji. Przy pierwszym spotkaniu objawia się to irytująca dezorientacją, natomiast utrzymanie tej znajomości nieuchronnie powoduje poprawę w wielu aspektach naszej podczas wspinaczkowej orientacji.
Poprawa zdolności zapamiętywania chwytów i ruchów
Jeżeli zastanawiacie się, dlaczego instruktor lub trener jest w stanie wymyślać i pokazywać trzy różne obwody wraz z modyfikacjami w ramach jednych zajęć, a doświadczony wspinacz po zjechaniu z onsajtu potrafi spojrzeć powtórnie na drogę i policzyć ruchy jakie zrobił, to mamy dla Was pokrzepiającą niespodziankę - ludzie ci nie urodzili się z tą umiejętnością i jest ona w znakomitej mierze nabyta.
Po kilku wizytach na pochylni zauważycie, że na półkach Waszej wewnętrznej biblioteczki zaczynają pojawiać się pierwsze, na razie niezbyt obszerne ale jednak - woluminy, w postaci bulderów i obwodów, a po jakimś czasie zapamiętanie nowej sekwencji ruchów przychodzi o wiele szybciej i łatwiej.
Myślenie kształtami, jakością i kierunkiem działania chwytów
U osób początkujących często obserwujemy, że na drodze lub bulderze sięgają do chwytu (lub stawiają nogę na stopniu) kierując się tylko jego kolorem - efektem jest np. “ratujący życie” dead point do obłego stopnia przy próbie pokonania drogi o trudnościach V+, lub mniej humorystycznie, ale nadal prawdziwie - stawianie nóg na stopniach niezależnie od posiadanej przez nie powierzchni roboczej (stajemy np. na obłej, nieprzyjaznej naszemu wspinaczkowemu sukcesowi części, zamiast na wyraźnej krawędzi, traktując ów stopień jako jednolita plamę w interesującym nas kolorze), lub sięganie do chwytów z zupełnym pominięciem wcześniejszego ustawienia ciała w pozycji umożliwiającej nam najbardziej optymalne zapracowanie na nim. Czyli w dużym skrócie “jak niebieskie, to moje!”.
Pływanie w sprayowym oceanie kolorków i kształtów wymusza na nas przede wszystkim dokładniejsze przyjrzenie się chwytom i stopniom - dostrzeżenie jakiej są jakości, w których kierunkach pracują i jak będą ze sobą korelowały. Przykładowo z pozoru duży stopień może mieć jedno małe i bardzo konkretne miejsce, gdzie powinniśmy precyzyjnie umieścić czubek naszego buta, a w tej samej pozycji stopień zupełnie nie nadający się do odstawienia na niego nogi, będzie odwrotnie proporcjonalnie świetny do zhaczenia pięty lub zapracowania czubkiem buta od zewnątrz do środka i pociągnięcia naszego biodra i co za tym idzie ciała w pożądanym przez nas kierunku kolejnego przechwytu. Podobnie jeżeli pójdziemy z kiepskich prawych pleców do również nie najlepszego lewego odciągu, to niechybnie nasze ciało zacznie się otwierać szerokim, acz niechcianym gestem drzwi od stodoły, oddalając nasz prawy bok od ściany i skutkując w końcu zerwaniem łączności z powierzchnią wspinaczkową, chyba że wcześniej zapobiegniemy temu odpowiednim doborem stopni i pracą napięciem ciała.
Oczywiście pozorne skomplikowanie materii i ilość kombinacji działa co najmniej onieśmielająco, ale uwierzcie nam, że spray ma zbawienne działanie w kwestii poprawy umiejętności czytania dróg i bulderów, zarówno przy wspinaniu bez znajomości, jak i przyspieszając proces patentowania, oraz za sprawą coraz wyraźniejszego dostrzegania chwytowo - stopniowych korelacji powoli ale stanowczo ruguje z naszego wspinania “głupie” i niepotrzebne błędy.
Percepcyjno-memoryczacyjna wskazówka: z początku trudno jest zapamiętać ciąg 20 chwytów saute, dlatego im więcej określeń im przypiszecie, tym łatwiej zagnieżdżą się one w Waszej głowie. Nie na darmo w okolicy pochylni można nadal usłyszeć ciągi słów typu “teraz krzyż do niebieskiej podciętej krawądki w plecy, noga na słaby czarny szpaks-orzeszek daleko w lewo, lewa to obłego różowego chlebka na paczce, zmiana nogi, lewa pięta za przekoszony pomarańczowy scisk z bąbelkami, dokładka, puszczasz prawą i ciągniesz z pięty to kieszonki trójki, ale lepiej trójkę z małym palcem, bo ona się podgina do wewnątrz i wtedy faker się lepiej zaciera…”. Kolor, kształt, kierunek działania, podobieństwo do przedmiotów codziennego użytku, roślin, zwierząt, produktów spożywczych, nielubianych współsekcjowiczów - sky is the limit jak mówią. ;) W ten sposób zbiór anonimowych kawałków plastiku lub żywicy zamieniacie w zbiór skojarzeń i jako taki jest on o wiele bardziej lekkostrawny, a Wy jednocześnie budujecie w sobie trudną i szlachetną sztukę opowiadania sekwencji i sprzedawania komuś patentów.
Przeniesienie większej uwagi na nogi
Z poprzedniego akapitu wynika również ten, czyli bycie zmuszonym do wyłuskiwania stopni z powierzchni gęsto pokrytej chwytami - musimy bądź na bieżąco wybrać najlepszy stopień z kilkudziesięciu potencjalnych, bądź mając go wcześniej ustalonym, szybko odnaleźć go w trakcie wspinania. Skutkuje to po pierwsze zjawiskiem będącym tytułem tego ustępu, natomiast po drugie nosi użyteczne znamiona pracy na stopniach w naturze, gdzie są one zdecydowanie mniej ewidentne, często będąc wręcz drobnymi różnicami w fakturze pozornie jednakowej połaci skalnej.
Skalowanie trudności
Rzecz oczywista, ale warta uzmysłowienia - na bulderach lub linie jesteśmy ograniczeni tym co zaserwował nam routesetter. Jeżeli przykładowo chcemy wykonać trening na danym typie boulderu, a jakiś chwyt jest dla nas znacząco za mały, stopień niewygodny, lub ruch za daleki, to przystawka ta siłą rzeczy wypada z naszego treningowego menu.
Problemu tego nie ma na dobrze i gęsto nakręconej pochylni - aktualną niemoc możemy roboczo zrekompensować sobie zwiększeniem, dodaniem, lub przesunięciem pojedynczego chwytu lub stopnia, pracując nad pokonaniem w ciągu tak ułatwionego tworu, po czym po przejściu tak ułatwionej wersji, wrócić do próbowania pierwotnej. Z drugiej strony możemy umyślnie pracować na rzeczach będących na granicy naszych aktualnych możliwości - czyli przykładowo ułożyć możliwie dla nas dalekie ruchy po krawądkach, a po pewnym czasie zwiększać odległości, zmniejszać chwyty i ograniczać stopnie.
Inną zaletą jest możliwość egzekwowania danego wzorca ruchowego.
Przykładowo: jeżeli chcę zacząć pracować nad ruchami “w plecy”, to tutaj mogę dobrać odpowiednio przystępne chwyty i stopnie, aby pracować nad samym typem ruchu w nowej płaszczyźnie, który na początku sam w sobie będzie wystarczająco trudny, a potem stopniowo pogarszać elementy towarzyszące.
Homogeniczność
Pochodna poprzedniej kwestii to możliwość układania sekwencji utrzymanych w tym samym charakterze - zarówno jeżeli chodzi o typ chwytów, jak i rodzaj ruchów. “Ten sam typ chwytu przez całą długość serii” to stara zasada, z którą spotkacie się bardzo szybko rozpoczynając treningi wspinaczkowe. Jeżeli stoi przed Wami zadanie zrobienia np. “dwudziestoruchowego obwodu po pozytywnych krawądkach w plecy”, to narzędziem do tego typu pracy jest właśnie spraywall, a nie nowoczesna bulderownia (chyba, że chcecie go przedzielić kilkoma “pajacykami”, czy “skokami przez rzeczkę”;) ).
Pamiętając, że tekst ten i odcinek do którego przynależy nosi tytuł “Wstępu”, pozwolimy sobie jednak na małe spojrzenie za kurtynę rzeczy w Waszym wspinaniu przyszłych: pochylnia to także pewien poligon umożliwiający dodanie “niepopularnych” (stosunkowo małych, niekoniecznie ergonomicznych) chwytów, czyli… zbliżonych do takich, z jakimi spotkacie się w skałach. Dlatego to tutaj zdecydowanie łatwiej szlifować specyficznie skalną formę, a idąc dalej w czasie i rozwoju - układać repliki projektów czy sekwencje odpowiadające im charakterem.
Interakcja i ewaluacja
Zdecydowanie polecamy przedkładanie wspólnych ustawek na sprayu nad drogę samotnego wojownika, z nosem w aplikacji do oznaczania chwytów. Jest ona oczywiście użyteczna, ale to właśnie wymyślanie rzeczy z innymi wspinaczami jest mnożnikiem wszystkich zalet, o których tu piszemy. Przede wszystkim to okazja do robienia “nie swoich” ruchów, korzystania z kreatywności innych (oraz dzielenia się własną), obserwowania jak na różne sposoby (nie narzucone nam przez routesettera) można wykonywać dany ruch i last but not least - poznawania ludzi do wspólnej eksploracji treningowej materii oraz wspinania.
Co do ewaluacji, nie chodzi tu bynajmniej o hierarchizację, ale zapoznanie się z opiniami innych o naszych bulderowych czy obwodowych kreacjach. Chociaż mogą one czasem przyjmować formę krótkich i zdegustowanych opisów, to takie przejrzenie się w lustrze spontanicznych opinii doskonale otwiera oczy na możliwe kierunki poprawy naszego warsztatu “wymyślacza”.
W kwestii obwodów zaznaczonych w formie plakietek z numerkami - skutecznie anulują większość mechanizmów i dobrodziejstw tutaj opisanych. Mogą być użyteczne, jeżeli np. wpadacie na szybka sesję na obwodach, nie mając akurat nic wymyślonego, ale z drugiej strony - to właśnie o zapełnianie wewnętrznej biblioteczki i umiejętność pisania na poczekaniu własnych strof nam tutaj chodzi.
Ego do kosza
O tym jaką rolę pełnią we wspinaniu wyceny, powstało już więcej niż kilka traktatów, my natomiast wspomnimy tutaj o jednej rzeczy z nimi związanej - jeżeli chcemy uczyć się nowych rzeczy, czy doskonalić warsztat, powinniśmy przynajmniej na ten czas przestać na nie patrzeć (oczywiście nie w zupełności, ale na potrzeby tego akapitu tak).
Z tej perspektywy rzeczy dzielą się tylko na te które robimy i te nad którymi musimy jeszcze popracować (te interesują nas bardziej). Każdy z nas ma swój pewien standard i niech pierwszy rzuci śmierdzącym butem wspinaczkowym ten, kto nigdy nie odbył negatywnego dialogu wewnętrznego z powodu nieudanych prób na drodze czy boulderze z poziomu “to robię zawsze”.
Spraywall skutecznie zwalnia nas z uporczywego patrzenia na cyferki, przeliczania czy jest ok, że spadamy z trudności x, samobiczowania z powodu nietrzymania “naszego” poziomu, oraz zapewnia nam miłą dla naszej głowy i rozwoju dyskrecję - zwyczajnie nie widać po czym się wspinamy. ;)
Substytut ściany
Ostatnia kwestia, tym razem przyziemnie życiowa i techniczna - nie każdy ma do dyspozycji sensowną ścianę z liną w bezpośredniej bliskości, więc jeżeli zaliczacie się do tej grupy, spray - wymyślane na nim obwody i ich kombinacje będą przez większość czasu musiały pełnić rolę Waszej “ściany z liną”.
Skądinąd znowu wybiegając trochę w przyszłość - większość bardziej zaawansowanych wspinaczy wykuwa kolejne poziomy specyficznej wytrzymałości właśnie tutaj, później jedynie “upłynniając” ją na dużej ścianie linowej.
Inne technikalium: jeżeli chcemy robić kilkudziesięcio ruchowe obwody i jeszcze dłuższe maratony wytrzymałościowe np. w lekkim przewieszeniu i interesującej nas specyfice chwytowej, trudno nam będzie znaleźć do tego stosowną ścianę z liną, natomiast starej, dobrej pochylni obce są tego typu ograniczenia.
Słowem wyjaśnienia
Absolutnie nie negujemy użyteczności nowoczesnych ścian wspinaczkowych (po coś w końcu zeszliśmy z piwnicznego drzewa), ale wszystko ma swoje miejsce, a jednym z podstawowych miejsc do treningowego zwiększania Waszego wspinaczkowego potencjału fizycznego i kilku innych występujących w tym tekście, jest właśnie pochylnia. To właśnie tu kładzie się solidną podbudowę pod momenty blasku na kolorkowych i skalnych propozycjach. ;)
Zaprawdę powiadamy Wam:
Chwała mieszka na spraywallu.